Z Almanachu Biblioteki Narodowej 1919-1969 wspomnienie Jana Parandowskiego:
W chwalebnym rejestrze Biblioteki Narodowej mam […] własną pozycję, mianowicie Einharda Żywot Karola Wielkiego, wydane w roku 1950 w opracowaniu prof. Aleksandra Gieysztora. Było to już w czasie, kiedy po okresie lubelskim wróciłem do swego domu w Warszawie i w nim odbywałem z profesorem miłe rozmowy dotyczące przekładu i opracowania. Przekład miał już dawną historię. Nastręczył mi go przypadek. Nie myśląc ani o Karolu Wielkim, ani o Einhardzie, który odzywał się w pamięci raczej pustym dźwiękiem, trafiłem nań w bibliotece uniwersyteckiej w jakimś momencie oczekiwania na zamówioną książkę, oczywiście daleką od średniowiecza. Sięgnąłem po sążnisty tom leżący na stole i otworzyłem tam, gdzie zaczynał się tekst Einharda. Zanim opuściłem bibliotekę, kazałem sobie przynieść Vita Karoli Magni w poręcznym wydaniu. I od razu zabrałem się do tłumaczenia. Wyszło ono w kilka miesięcy później nakładem Państwowego Wydawnictwa Książek Szkolnych — biały schludny tomik z ciekawymi ilustracjami. Po latach zmienił się ów biały tomik w numer 59 Biblioteki Narodowej.
07
I
2014
#Jan Parandowski
#Biblioteka Narodowa
#Einhard
Z Almanachu Biblioteki Narodowej 1919-1969 wspomnienie Jerzego Łanowskiego:
Nie pamiętam, kiedy wziałem do ręki pierwszy tomik Biblioteki Narodowej, ani kiedy sięgnąłem do tomiku. Okładka z charakterystycznym wianuszkiem tkwi w bardzo dawnych warstwach pamięci — w bibliotece domowej, w książkach ujca i brata tułały się poszczególne, nie pamiętam już jakie, książeczki. Smarkaty oglądacz, bo jeszcze nie czytelnik, na nich bodaj obok starszych i dużo mniej szacownych kieszonkowych Zuckerkandli i sztywnych większych “arcydzieł” Feliksa Westa z Brodów, skonstatował istnienie serii wydawniczych. To było jak ze znaczkami pocztowymi, przepraszam — wtedy jeszcze mówiło się “markami”, tylko że marki były nieporównanie ciekawsze, barwniejsze, no i kolekcjonowanie mniej kłopotliwe i kosztowne. Zbieranie książek, już praktyczniejsze i świadome, zaczęło się później, w gimnazjum. To gimnazjum III państwowe, było szkołą dobrą i ambitną, profesorowie polskiego, łaciny, greki, historii domagali się lektur, lektury obowiązkowe wciągały w nadobowiązkowe, nadobowiązkowe przechodziły z wolna w “całkiem własne”. Na półkach i w szafie zaczęło przybywać tomików, zwykle nie nowych, nie! Z antykwariatów ulicy Batorego od Iglów, Bodeków i innych wydobywało się tanie, mocno obczytane książczyny, w obszarpanych i obmalowanych okładkach, gęsto nieraz pokreślone przez poprzednich czytelników i właścicieli, służące nawet jako bryki, taka np. Ksenofontowa Anabaza z zfajkowanymi przez poprzedników czytanymi w szkole ustępami.
W tomikach BN-u czytałem pierwszy raz Sofoklesa w przekładach Morawskiego, Antygonę i Króla Edypa. Dziś jeszcze słyszę ustny komentarz do nich naszego dyrektora, zwanego popularnie “Bene”:
— Bo, chłopaczkowie, psze, Morawski, psze, kiedy miał tłumaczyć Sofoklesa, to, psze, całymi miesiącami czytał dramaty Słowackiego, żeby, psze, wejść w polski, psze, styl tragiczny!
12
XII
2013
#Biblioteka Narodowa
#Jerzy Lanowski
Z Almanachu Biblioteki Narodowej 1919-1969 wspomnienie Henryka Markiewicza.
Moja znajomość z Biblioteką Narodową zaczęła się bardzo wcześnie. Dziesięcioletniemu chłopcu, który słyszał już to i owo o Kochanowskim i Orszulce, wpadły w ręce Treny w opracowaniu Tadeusza Sinki; obejrzał je z wielkim respektem, ale i konfuzją: jakże tu czytać książkę, gdzie każdej linijce tekstu towarzyszy pięć linijek objaśnień? Wydawało mi się to bardzo trudne i męczące. Mój starszy kuzyn, wówczas student uniwersytetu, główny mentor domowy i autorytet absolutny, pouczył mię, że do objaśnień należy zaglądać tylko wtedy, gdy się samego tekstu nie rozumie. Dzięki temu przebrnąłem jakoś przez tę pierwszą wśród moich lektur propozycję Biblioteki Narodowej.
Markiewicz umarł w zeszłym tygodniu, miał 90 lat.
07
XI
2013
#Henryk Markiewicz
#Biblioteka Narodowa